Zombie, zombie, zombie i jeszcze więcej zombie przespacerowało wczoraj przez centrum Warszawy. Kocham to wydarzenie, bo łączy moje dwie pasje - żywe trupy, a co najważniejsze - charakteryzację!
Duże ilości sztucznej krwi, biała i czarna tłusta farba, czterech modeli pełnych pasji ;), godzina na charakteryzację (istna walka z czasem), niecałe dwie godziny marszu, świetny after - to to, jak zapamiętam tegoroczny Zombie Walk.
(zdjęcia: Emil Kowalski)
(zdjęcia: Karolina Haberka)
Wstawiłam zdjęcia, gdzie głównie widoczna jest moja robota. Ale dodałam również kilka zbiorówek i moją cudowną Wilczą (pani w kasku robotniczym), której nikt nie mógł się oprzeć podczas marszu. Była wyjątkowo przekonującym zombie ;)
Jedno co mnie martwi to duża ilość dziwnych komentarzy na temat marszu. Ludzie, którzy w nim idą to pasjonaci żywych trupów, lub osoby, które chcą troszkę inaczej spędzić wolny czas. Niestety wiele osób dorabia do tego bezsensowne teorie, wiążąc wydarzenie z polityką, albo co gorsza nadając mu wymiary antyreligijne. Dla mnie to kompletny bełkot. Dlaczego w naszym kraju za jedyne słuszne uznaje się te popularne i ograne formy spędzania czasu? Dlaczego coś co odrobinę odbiega od normalności musi być mieszane z błotem?
Ale zachwycona Zombie Walkiem pozwolę sobie powiedzieć, że jego siła tkwi nie tylko w uczestnikach, ale również w liczbie przeciwników. Cieszę się, że mimo wszystko takie wydarzenia w stolicy kończą się sukcesem :)